Miało być brownie… ciemne, jesienne i ciężkie, bo w końcu w taką słotną pogodę, jak dziś nic tak nie smakuje jak kawałek czekoladowego ciasta. Na samą myśl robiło mi się weselej. Gdy po kolejnym spojrzeniu na miętowy ścienny zegar zdecydowałam się jak będzie wyglądało moje brownie okazało się, że gorzka czekolada znowu niepostrzeżenie zniknęła, a winnego znowu nie było. Ach, te krasnoludki…
Na szczęście jednak w najciemniejszym kącie znalazłam białe czekolady i wyjścia już nie było, bo to musiało być ciasto czekoladowe, a w taką ulewę nie miałam sumienia wypuszczać się do sklepu. I tak zamiast zaplanowanej jakiś czas temu drożdżówki z białą czekoladą i borówkami upiekło się blondies. W wersji nieco jesiennej, bo z żurawiną i nieco finezyjne, bo z kremowym mascarpone, co ucieszyło domową miłośniczkę serników. Tak dobre, że od razu postanowiłam spisać przepis.
To blondies nie jest ciągnące, ani nazbyt wilgotne, to po prostu pyszne ciasto o maślanym, czekoladowym smaku. Dość zwarte, jak na blondies przystało i sycące. Mascarpone dodaje mu wilgotności i kremowej aksamitności, a żurawina przełamuje słodycz. I to wszystko w mniej niż godzinę.