Gdzieś za rogiem już puka jesień do okien… Zagląda do ciepłych domów razem z wciąż jeszcze ciepłymi promieniami wrześniowego słońca. Jeszcze jej nie widać gołym okiem, choć jarzębiny już czerwienią się na gałęziach, a chłodne poranki srebrzą się rosą misternie ponawlekaną na nici pajęczyny… Chwytam więc ostatnie ciepłe dni za pazuchę, by cieszyć się nimi jak najdłużej. Zamykam w zdjęciach zieleń liści – na zimę będzie jak znalazł, jak rozgrzewający kompot śliwkowy ze słoika.
Gdzieś po drodze wpadły mi do koszyka śliwki. Pachnące, soczyste i słodkie. Takie są tylko teraz, tylko u nas. Oprócz rzędu dumnie wypinających pierś słojów z kompotami piekę ciasta, drożdżówki i sernik. Ten ostatni wydaje mi się najlepszy, bo kto nie lubi sernika. A ten sernik jest nie dość, że pyszny, to jeszcze bajecznie prosty – na ucieranym, wilgotnym i delikatnym cieście. Nie może się nie udać,a śliwki w nim, jak ametystowe guziki w odświętnym płaszczu – dodają szyku i dobrego smaku.
A jeśli interesuje Was jaki śliwkowy kompot lubię najbardziej i jak najchętniej go wyjadam, zachęcam do odwiedzenia bloga hellozdrowie, gdzie miałam przyjemność podzielić się przepisem na śliwki z kremem kokosowym. Pyszne i wyjątkowe tak jak miejsce, w którym znalazł się ten przepis.
Smacznego!